O przyczynach konfliktu w środowisku sędziowskim - polemika z artykułem sędziego Eryka Dąbrowskiego opublikowanym w Tygodniku Prawników Rzeczpospolitej z 12 lutego 2025 r.
Prawie 30 lat doświadczenia w pracy sędziego nauczyło mnie, że na każdy problem należy patrzeć całościowo, a skupianie się na wyrwanych z kontekstu szczegółach nigdy nie sprawdza się. Wywody sędziego Eryka Dąbrowskiego na temat przyczyn i skutków konfliktu w środowisku sędziowskim odczytuję jako bardzo nieudolną próbę usprawiedliwienia ex post dlaczego, aż dwukrotnie zdecydował się przyjąć awans na wniosek niekonstytucyjnego organu. Są nadto łudząco podobne do argumentów podawanych od 2017 roku przez polityków jako wyjaśnienie kontrowersyjnych zmian.
Ale po kolei, punktem wyjścia rozważań sędziego Dąbrowskiego jest interpretacja art. 187 Konstytucji co do wyboru sędziowskich członków KRS. Rzeczywiście przepis ten opisuje z jakich sądów wybierać, a nie kto ma to robić. Bezwzględnie nie oznacza to jednak pełnej dowolności rozwiązań ustawowych. W wypadku gdy nie ma bowiem jasnej wykładni literalnej, zawsze trzeba sięgnąć po inne rodzaje wykładni. W omawianym zaś przypadku wykładnia systemowa, celowościowa i historyczna są zgodne. Sędziowie muszą mieć zagwarantowany REALNY WPŁYW na to kto ich w Krajowej Radzie Sądownictwa reprezentuje. Bez tego realnego wpływu, równowaga i wzajemna kontrola władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej przestaje mieć rację bytu.
Nie jest też prawdą, że w innych państwach UE są identyczne rozwiązania, których nikt nie krytykuje. Autor artykułu pisząc o podwójnych standardach i myśleniu postkolonialnym nie wskazuje zresztą konkretnych przykładów, a powtarzając argumenty polityków, zapomniał, że nie wystarczy porównać ostatnie etapy procedury wyboru, ale trzeba ocenić demokratyczność całości procesu. Czymś zupełnie innym jest wybór sędziów dokonany przez polityków z kandydatów, którzy zebrali zaledwie 25 podpisów kolegów, a czym innym wybór z 2 czy 3 kandydatów wyłonionych w wyborach powszechnych przez wszystkich sędziów.
Kolejne lekko sarkastyczne uproszczenie autora artykułu - sędzia wybrany w upolitycznionej procedurze wcale nie musi charakteryzować się brakiem niezawisłości, a po zmianie władzy nawet jest bardziej niezależny niż adwersarze, bo z nową władzą mu przecież nie po drodze.
Szersze spojrzenie na problem podpowiada jednak, że brak niezawisłości to nie powiązanie z jedną czy drugą, konkretną opcją polityczną, ale pewien stan umysłu, gdy sędzia chce spełniać oczekiwania każdej władzy, niezależnie czy akurat za jej czasów został powołany na swój urząd.
Przestrzegam też przed wyprowadzaniem wniosku o powiązaniach sędziów z partiami politycznymi tylko i wyłącznie na podstawie uznawania takich samych definicji praworządności i trójpodziału władzy.
W sprawie znaczenia tych dwóch pojęć – praworządność i trójpodział władzy - w latach 2017-2018, środowisko sędziowskie było zresztą w przeważającej większości zgodne - zmiana ustawy o KRS i w pierwszej wersji z lipca 2017 i w ostatecznie uchwalonej z grudnia 2017, która odbierała sędziom realny wpływ na kształt KRS jest sprzeczna z ustaloną w Konstytucji i traktatach europejskich zasadą podziału i równowagi władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej.
Tym bardziej, że na zawłaszczeniu KRS nie poprzestano. Większość rządząca posunęła się dalej, tworząc swoje Izby Sądu Najwyższego oraz odbierając samorządowi sędziowskiemu wpływ na wybór prezesa sądu, sądownictwo dyscyplinarne, udział w Kolegium czy nawet prawo tylko opiniowania kandydatów na wolne stanowiska sędziowskie.
Nie przypominam sobie, aby w tamtym czasie na zgromadzeniach naszego samorządu czy nawet w prywatnych rozmowach ktoś z sędziów bronił działania ówczesnej władzy. Przyznaję, że nie wszyscy głośno protestowali. Wtedy byłam jednak przekonana, że różnimy się nie tyle w ocenie tego co się dzieje, ale jak się wobec takiej sytuacji zachować.
Z przykrością patrzyłam też jak początkowe oburzenie powoli wygasa i przeradza się w chęć dostosowania, a wbrew jednoznacznym i w zasadzie jednogłośnym apelom zgromadzeń i stowarzyszeń, wielu sędziów nie tylko nie powstrzymuje się od kandydowania przed neoKRS, ale wręcz wykorzystuje łatwą i szybką ścieżkę awansowania do sądu wyższej instancji.
Dzisiaj, gdy temat nieważności i weryfikacji tych powołań powraca, nagle okazuje się, że nie było żadnego zamachu na praworządność, procedury nominacyjne były uczciwe i konkurencyjne, a Konstytucja gwarantuje wszystkim sędziom, bez względu na sposób powołania, nieusuwalność z zajmowanych stanowisk i prawo do indywidualnych postępowań przed sądem.
Jak pisałam na wstępie, nie można jednak patrzeć na problem punktowo. Trzeba pamiętać w jakich okolicznościach sędziowie ci uzyskali swoje powołania. To właśnie dlatego nazywa się ich dzisiaj sędziami ustanowionymi na podstawie ustawy, a nie na podstawie Konstytucji.
To prawda, że każda weryfikacja sędziów jest groźna, bo kolejna władza może łatwo uznać, że konkursy ogłoszone przed KRS powołaną na podstawie ustawy, która zostanie uchwalona w 2025 roku także są wadliwe, a sędziów w nich startujących wybrano na zajęte miejsca. Mimo tego zagrożenia nie możemy tracić z pola widzenia, że to co zrobimy teraz na lata zdefiniuje kształt polskiego wymiaru sprawiedliwości. Jeżeli zalegalizujemy oportunizm, stanie się on fundamentem, na którym będą budować swoje postawy przyszłe pokolenia sędziów. Już dzisiaj widzę brak autorytetu sądów wyższych instancji, brak narad, wymiany poglądów, uczenia się młodszych od starszych.
To zrozumiałe, że sędziowie awansowani w wyniku konkursów przed tzw. neoKRS czują się zagrożeni. Od dłuższego czasu widać też jak szykują się do obrony stanowisk, które uważają za słusznie im przynależne, zaś żądania weryfikacji odbierają jako czysty rewanżyzm. Do tego obawiają się, że w ewentualnym nowym konkursie nie będą oceniane ich dokonania merytoryczne, ale charakter, który skazili startując w niekonstytucyjnej procedurze. Dlatego powtórzenie konkursu to w ich percepcji pewna przegrana i degradacja.
Z kolei starzy sędziowie, gdy słyszą o indywidualnym podejściu do każdego konkursu widzą ciągnące się latami procedury i faktyczne zaakceptowanie istniejącego status quo. Do tego mają silne poczucie nieuczciwości konkursów, w których nie chcieli startować nie z braku doświadczenia, kompetencji czy chęci rozwoju zawodowego, ale z poczucia przyzwoitości.
Dlatego nie mam wątpliwości, że KONKURSY MUSZĄ BYĆ POWTÓRZONE. Rozumiem jednak, że powtarzanie konkursów z udziałem neosędziów ma sens tylko wtedy, gdy w nowym konkursie będą mogli liczyć na merytoryczną ocenę swojej pracy, a nie tylko na dyskwalifikację za samo bycie "neo". Uważam, że tylko takie ukształtowanie nowych konkursów pozwoli oddzielić karierowiczów od osób, których praca jest bez zastrzeżeń a awans niekontrowersyjny.
Jednak po drugiej stronie też musi pojawić się refleksja. Sformułowanie o czynnym żalu rzeczywiście było niezręczne, ale idea słuszna. Sędzia, który chce potwierdzić swoje kompetencje merytoryczne do awansu w nowym konkursie, powinien rozumieć dlaczego poprzedni konkurs, który wygrał jest powtarzany. Jeżeli uważa - jak sędzia Dąbrowski - że wszystko było w porządku, rzeczywiście nie powinien do nowego konkursu przystępować, tylko walczyć w Strasburgu o zadośćuczynienie za niesłuszne, jego zdaniem, pozbawienie urzędu.
Na koniec gorący apel do tych, którzy po wyborach prezydenckich będą decydować czy dokonywać weryfikacji sędziów powołanych na podstawie wniosków neoKRS i jaki będzie ostateczny kształt tej weryfikacji.
Nie ma i nie będzie na stole rozwiązania, które zadowoli wszystkich. Jednak tak samo jest przy orzekaniu, wszystkich zadowolić się nie da, ale coś zdecydować trzeba, bo przeciąganie procesu na lata nie zadowoli nikogo. Zaś w wymiarze sprawiedliwości poza problemem neosędziów jest naprawdę bardzo wiele do naprawienia.
Ewa Maciejewska
Sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi