„Urzędu sędziego nie da się zasiedzieć” - powiedział Igor Tuleya komentując decyzję Izby Dyscyplinarnej z 9 czerwca 2020 r. o odmowie uchylenia mu immunitetu. Dla niewtajemniczonych, zasiedzenie to nabycie własności bez tytułu prawnego poprzez odpowiednio długi okres posiadania. Porównanie jest bardzo trafne, bo Izba Dyscyplinarna została nieprawidłowo powołana. Jej orzeczenia nie mogą być zatem uznawane za orzeczenia niezależnego sądu, nawet jeżeli merytorycznie są słuszne.
W przypadku uchwały z 9 czerwca 2020 r. wniosek prokuratury był oczywiście bezzasadny, presja i mobilizacja środowiska ogromna, a groźba kar finansowych za niewykonanie zabezpieczenia TSUE bardzo realna. Każdy z tych czynników mógł mieć znaczenie. Celem mogła też być teatralna próba uwiarygodnienia się. Nie mam jednak złudzeń. Izba Dyscyplinarna w obecnym kształcie i składzie osobowym nie jest i nigdy nie będzie niezależnym sądem. Mały, pozorny krok w tył ma charakter wyłącznie taktyczny.
Zezwolenie na ściganie karne Igora Tuleyi nie jest zresztą dzisiaj dla władzy korzystne. Zostałoby bowiem bardzo nagłośnione i zamiast zastraszyć, jedynie wznieciłoby jeszcze większy bunt. Z tego punktu widzenia korzystniejsze jest długotrwale nękanie, aż wszyscy się znużą i znudzą. Mobilizację i gotowość do walki trudno bowiem utrzymywać w nieskończoność, a wszyscy z natury rzeczy chcą spokoju i normalności. Nie mam dobrego pomysłu, co zrobić, aby ta kalkulacja nie okazała się trafna.
Jedno wiem na pewno. Jeżeli wygranie małej bitwy 9 czerwca 2020 r. ma się przekuć w wygranie wojny o niezależne sądownictwo, musimy jednoznacznie określić swoje stanowisko i być konsekwentnym. Nie możemy mieć moralności Kalego, że neo-KRS wadliwie wskazała sędziów Izby Dyscyplinarnej, a sędziów Sądu Okręgowego w Łodzi, a zwłaszcza mnie czy mojego kolegę z wydziału, już prawidłowo. Sąd Najwyższy w uchwale trzech izb z 23 stycznia 2020 r. rozróżnił co prawda sytuację sędziów ID, pozostałych izb Sądu Najwyższego i sędziów sądów powszechnych, ale rozróżnienie to dotyczyło wpływu wadliwego powołania na wzruszalność wydanych z udziałem takich sędziów orzeczeń.
W przypadku uchwały z 9 czerwca 2020 r. wniosek prokuratury był oczywiście bezzasadny, presja i mobilizacja środowiska ogromna, a groźba kar finansowych za niewykonanie zabezpieczenia TSUE bardzo realna. Każdy z tych czynników mógł mieć znaczenie. Celem mogła też być teatralna próba uwiarygodnienia się. Nie mam jednak złudzeń. Izba Dyscyplinarna w obecnym kształcie i składzie osobowym nie jest i nigdy nie będzie niezależnym sądem. Mały, pozorny krok w tył ma charakter wyłącznie taktyczny.
Zezwolenie na ściganie karne Igora Tuleyi nie jest zresztą dzisiaj dla władzy korzystne. Zostałoby bowiem bardzo nagłośnione i zamiast zastraszyć, jedynie wznieciłoby jeszcze większy bunt. Z tego punktu widzenia korzystniejsze jest długotrwale nękanie, aż wszyscy się znużą i znudzą. Mobilizację i gotowość do walki trudno bowiem utrzymywać w nieskończoność, a wszyscy z natury rzeczy chcą spokoju i normalności. Nie mam dobrego pomysłu, co zrobić, aby ta kalkulacja nie okazała się trafna.
Jedno wiem na pewno. Jeżeli wygranie małej bitwy 9 czerwca 2020 r. ma się przekuć w wygranie wojny o niezależne sądownictwo, musimy jednoznacznie określić swoje stanowisko i być konsekwentnym. Nie możemy mieć moralności Kalego, że neo-KRS wadliwie wskazała sędziów Izby Dyscyplinarnej, a sędziów Sądu Okręgowego w Łodzi, a zwłaszcza mnie czy mojego kolegę z wydziału, już prawidłowo. Sąd Najwyższy w uchwale trzech izb z 23 stycznia 2020 r. rozróżnił co prawda sytuację sędziów ID, pozostałych izb Sądu Najwyższego i sędziów sądów powszechnych, ale rozróżnienie to dotyczyło wpływu wadliwego powołania na wzruszalność wydanych z udziałem takich sędziów orzeczeń.
W świetle przywołanej uchwały orzeczenie w sprawie sędziego Igora Tuleyi, choć merytorycznie słuszne i tak będzie mogło być wzruszone, bo było wydane przez nienależycie obsadzony sąd. Natomiast orzeczenia rekomendowanych przez neo-KRS sędziów powszechnych, o ile będą merytorycznie słuszne, pod pewnymi dodatkowymi warunkami, będą mogły być utrzymane. Nie zmienia to jednak oceny moralnej sędziów, którzy stanęli do konkursów w procedurze nierealizującej prawa do niezależnego sądu i nie zmazuje wady pierwotnej ich nienależytego powołania.
Urzędu sędziego nie da się zasiedzieć, ani tego w Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, ani tego w sądzie rejonowym, okręgowym czy apelacyjnym. Możemy stać murem za Igorem Tuleyą, Waldemarem Żurkiem i Pawłem Juszczyszynem, ale jeżeli zaakceptujemy, że o wejściu do zawodu sędziego i o awansie do sądu wyższego rzędu decyduje organ zależny od polityków, to nasz mur długo nie postoi.
Ewa Maciejewska
Sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi
Urzędu sędziego nie da się zasiedzieć, ani tego w Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, ani tego w sądzie rejonowym, okręgowym czy apelacyjnym. Możemy stać murem za Igorem Tuleyą, Waldemarem Żurkiem i Pawłem Juszczyszynem, ale jeżeli zaakceptujemy, że o wejściu do zawodu sędziego i o awansie do sądu wyższego rzędu decyduje organ zależny od polityków, to nasz mur długo nie postoi.
Ewa Maciejewska
Sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz