Z drugiej zaś strony padają argumenty o zlikwidowaniu tą drogą kolejnej gwarancji niezawisłości sędziowskiej poprzez wyeliminowanie zakazu przenoszenia sędziów między sądami, a być może nawet usunięcia z zawodu sędziów aktywnie broniących praworządności.
Ostateczna ocena zależy oczywiście od szczegółów projektu. Już teraz można jednak pokusić się o uwagi natury ogólnej za lub przeciw proponowanemu rozwiązaniu.
Struktura sądów w Polsce to 11 sądów apelacyjnych, 44 okręgowe i około 320 rejonowych. Wielkość tych sądów jest bardzo różna od kilku osobowych do liczącego 250 sędziów Sądu Okręgowego w Warszawie. Sądy Rejonowe również są zróżnicowane wielkościowo. Przykładowo, w okręgu łódzkim, Sąd Rejonowy w Brzezinach liczy 7 sędziów, a Sąd Rejonowy dla Łodzi Śródmieścia około 120.
Sądy Rejonowe są tylko sądami I instancji i co do zasady rozpoznają sprawy mniejszej wagi i mniej skomplikowane. Jednak problemem jest ich ilość. Są wydziały, gdzie na jednego sędziego przypada na raz po 500-600 spraw.
Z kolei Sądy Okręgowe rozpoznają apelacje od wyroków sądów rejonowych oraz w I instancji sprawy większej wagi i bardziej skomplikowane, których jednak jest oczywiście dużo mniej. Przykładowo średni referat w moim okręgowym wydziale cywilnym to aktualnie około 180 spraw (w jednym czasie na jednego sędziego).
Sądy Apelacyjne są tylko sądami II instancji i rozpoznają apelacje od wyroków I instancji wydanych przez sądy okręgowe.
Zwyczajowo kariera sędziego zaczyna się od sądu rejonowego, gdzie nabiera on doświadczenia na sprawach prostszych, aby w dalszej kolejności rozpoznawać sprawy bardziej skomplikowane w sądzie okręgowym czy apelacyjnym. Ja orzekałam w sądzie rejonowym przez 13 lat, o obecnie od 10 lat orzekam w sądzie okręgowym.
Czas awansu jest jednak bardzo różny i zwykle zależy nie tylko od wyników pracy sędziego, ale przede wszystkim od wolnych etatów w sądzie wyższego rzędu, a także od nie do końca przejrzystej procedury konkursowej.
W okresie tzw. "dobrej zmiany" kariery wielu sędziów, którzy opowiedzieli się za reformą przyspieszyły, nawet bezpośrednio z sądu rejonowego do Sądu Najwyższego (np. sędziowie Drajewicz i Puchalski z neoKRS).
Spłaszczenie struktury sądownictwa na pewno wyeliminuje problem awansów i związane z nim animozje i układy. Teoretycznie ma też służyć wyrównaniu ilości pracy pomiędzy poszczególnymi sędziami. Rodzi jednak bardzo istotne zagrożenia.
Oczywiste jest bowiem, że wszyscy nie mogą zajmować się wszystkim. W ujednoliconej strukturze sądownictwa muszą być zatem jakieś specjalizacje i przydzielanie do nich poszczególnych sędziów. Kluczowe będzie zatem kto i według jakich reguł otrzyma kompetencję do dokonywania tego przydziału. Wiadomo na pewno, że nie będzie tego robił samorząd sędziowski, bo ten został praktycznie zlikwidowany. Stawiam zatem albo na Ministra Sprawiedliwości albo na wybrany przez polityków neo-KRS, który jak na razie awanse daje głównie swoim. Spłaszczenie, zamiast zatem wyeliminować problem nierównomiernego obciążenia sędziów, raczej go pogłębi, a wręcz wprowadzi mechanizm, im większa spolegliwość sędziego wobec władzy tym mniej pracy.
Inna sprawa to wymieszanie spraw prostych z trudnymi. Moje 25-letnie doświadczenie zawodowe podpowiada, że w takim referacie idą głównie sprawy proste, bo w statystyce 1 sprawa to 1 sprawa, czy trzeba na nią poświęcić 15 minut czy 5 lat.
Czyli ma być tak jak było?
Niekoniecznie. Należy bardzo głęboko, z udziałem całego środowiska prawniczego zastanowić się nad przejrzystością procedur awansowych. Można także zastanowić się czy właściwy jest tzw. rzeczowy podział spraw między sądy rejonowe i okręgowe. Trzeba też koniecznie zrobić kolejne podejście do problemu spraw super drobnych czyli jak uwolnić od nich sądownictwo powszechne. Wreszcie trzeba skupić się na kwestiach proceduralnych.
W listopadzie 2019 r. weszła w życie rewolucyjna nowelizacja procedury cywilnej. Zamiast spłaszczać strukturę sądownictwa proponowałabym Zjednoczonej Prawicy przyjrzeć się (zapytać sędziów, pełnomocników, organizacje pozarządowe), które rozwiązania z tej ostatniej nowelizacji sprawdziły się, a które trzeba poprawić lub usunąć. Od mieszania herbata nie robi się słodsza. Sama likwidacja dotychczasowej struktury sądów żadnej sprawy nie załatwi ani nie przyspieszy. Na pewno zaś spowoduje chaos i koszty. Czy zatem na pewno warto iść w tym kierunku?
Pytam obywateli, zwłaszcza tych, którzy popierają obecną władzę i jej plan reformy sądownictwa, bo chyba bez względu na kogo głosowaliśmy zależy nam wszystkim na sprawnym i niezależnym wymiarze sprawiedliwości i stać nas na dyskusję merytoryczną.
Ewa Maciejewska
Sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz