Jeśli ktoś jeszcze nie jest pewny na czym polega symetryzm w
postaci klinicznej, powinien rzucić okiem na publicystykę Tomasza Pietrygi,
który na łamach Rzeczpospolitej opublikował właśnie (25.05.2020 r.) artykuł pt.
„Pierwsza Prezes na polu minowym”
Właśnie zadałem sobie emocjonalny trud przyjrzenia się bliżej
temu swoistemu manifestowi postawy symetrystycznej na przykładzie dokonanej
przez Pana Pietrygę diagnozy sytuacji Pani Małgorzaty Manowskiej w Sądzie
Najwyższym.
Pan Redaktor pisze na wstępie: „Mimo że przedstawiciel
„starych sędziów" uzyskał największe poparcie Zgromadzenia Ogólnego (50
sędziów) - było jasne, że obok powyższych kryteriów, w grę wchodzić będzie
kalkulacja polityczna, czyli wybór na prezesa kogoś z przedstawicieli nowych
sędziów. Tak też się stało.”
To prawda. Ale czy „kalkulacja polityczna” przy wyborze I
Prezesa SN to dobre kryterium wyboru? Czy Pan Redaktor poddaje to dalszym rozważaniom,
ocenie, analizie korzyści i zagrożeń? Nie. Zamiast tego pisze w dalszym
fragmencie, że zasypanie podziału między sędziami „starymi” a „nowymi” może być
zadaniem „karkołomnym”, a to „z uwagi na
dużą pryncypialność w podejściu starych sędziów do zmian w SN”. Ta
pryncypialność polegać ma na tym, że „spora część z nich [tj. starych sędziów –
R.M.] nie uznaje statusu nowych sędziów, wskazując że zostali wybrani z
naruszeniem konstytucji”. Jaka jest wobec tej informacji konkluzja Pana
Redaktora? Czy apel do „nowych sędziów” i nowej Prezes o refleksję? O poważne
traktowanie prawa? Może o wycofanie się z drogi prowadzącej do pogłębienia
ustroju demokracji fasadowej? Nie. Konkluzja ta brzmi: „z takim podejściem
trudno będzie o kompromis” (!!!)
Żal straszny i smutek przebija z tej konkluzji. Bo przecież
Kompromis – rzecz absolutnie najważniejsza. Nieważne są pryncypia, nieważne,
kto jak został wybrany, czy z naruszeniem prawa, czy nie. Wszak politycy tak a
nie inaczej zdecydowali, a oni przecież sprawują jedyną realną władzę w Polsce.
Sądy mają być dla tejże władzy politycznej jedynie narzędziem służącym do jej
pełnego urzeczywistnienia. Wszelkie polemiki z tym podejściem tylko utrudniają
tak upragniony przez symetrystów Kompromis. Kompromis, który każdy sędzia
powinien wdrukować sobie do głowy i działać wyłącznie w celu jego osiągnięcia.
Kompromis najechanego z najeźdźcą, ograbionego ze złodziejem, pobitego z
napastnikiem, zelżonego z paszkwilantem. Kompromis ‒ zapamiętajcie to sobie.
Ale dalej jest jeszcze rozwinięcie tej swoistej troski Pana
Redaktora o dalsze działanie Sądu Najwyższego w obliczu tak bezkompromisowej
postawy „starych sędziów”. Będą oni bowiem „starali się okopać w Izbach:
Cywilnej, Karnej i Pracy, gdzie stanowią prawie 100 procent składu, stając się
swoistym sądem w sądzie”. Doprawdy? Izba Cywilna, Izba Karna i Izba Pracy są
nazywane potencjalnym „sądem w sądzie”??? Czytałem to zdanie napisane przez Redaktora
Pietrygę kilka razy, nie mogąc uwierzyć w to co widzę.
Czy jednak przypadkiem nie jest tak, że to tzw. „nowe” izby SN są wszczepionym na siłę, z pobudek czysto politycznych,
ciałem obcym w SN, takim właśnie „sądem w sądzie”? Działają na wielce
wątpliwych podstawach prawnych, a jedna z nich – Izba Dyscyplinarna, będąca
sądem w sądzie nie tylko w przenośni, ale i faktycznie – nie powinna już teraz
działać w ogóle, na skutek jej
zawieszenia postanowieniem zabezpieczającym TSUE. Pisanie o tradycyjnych
jednostkach organizacyjnych Sądu Najwyższego jako o „swoistym sądzie w sądzie”
jest w tej sytuacji (a piszę to najłagodniej jak potrafię) daleko idącym
nadużyciem i jaskrawym przykładem zastosowania znanej sztuczki erystycznej
„nazwij rzeczy przeciwnie, niż wyglądają” albo też innej – „nazwij wyjątek
zasadą a zasadę wyjątkiem”. Kiedyś sztuczki te w dyskusji były uznawane za
oczywiście niedozwolone. Ale to było kiedyś i na pewno nie w świecie
symetrystów.
Jest jednak, zdaniem Pana Redaktora Pietrygi, nadzieja: „To
może się zmienić wraz z odejściem starszej kadry w stan spoczynku, co będzie
następowało w stopniowo w najbliższych latach”. Należy zatem trzymać kciuki za
planowe (albo i wcześniejsze niż planowe...) odejścia starych, doświadczonych sędziów! I wtedy wreszcie nastąpi
błogi stan Kompromisu. A kto wie, może nawet stan Poparcia.
Najważniejsze w tym całym „rozedrganiu” Sądu Najwyższego
jest – zdaniem Redaktora – aby nowa Pierwsza Prezes zrobiła wszystko, żeby „tę
instytucje odseparować od politycznego świata grubszym niż dotąd murem”. Szkoda,
że lektura tego artykułu prasowego nie zawiera choćby sugestii, za pomocą
jakich narzędzi? Bo w obecnej sytuacji to raczej „świat polityczny” ma
narzędzia do tego, aby śmiało zapukać do drzwi „nowej Pierwszej Prezes” i
zasugerować np. ten albo inny kierunek prowadzenia postępowania przygotowawczego
w sprawie ogromnego wycieku danych z KSSiP, której „nowa Pierwsza Prezes”
jest/była szefową…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz